1/30/2016

GOLDEN LIFE - "Bluberd" - 1997

"BLUBERD" - komercyjna wytwórnia hitów...


Koniec XX wieku w Polsce, przyniósł nam wiele zmian w "ustroju" muzycznym. Łagodne brzmienia, chwytliwe teksty o niczym, czy też charakterystyczne dla tego okresu, kolorowe wideo klipy. Muzyka rockowa, przestała królować na listach przebojów. Aby nadążyć za panującą "popową" modą, rozpoczęły się masowe metamorfozy wielu kapel. Zmiany te często były narzucane odgórnie, wielu jednak zmieniało się też z własnej woli. Ciężkie brzmienia łagodniały, a po stronie rockowo-metalowej opozycji pozostało już niewielu, którzy zamiast łagodnieć stawali się bardziej drapieżni jak choćby O.N.A. z charyzmatyczną Agnieszką Chylińską na wokalu. Trójmiejska formacja Golden Life również poddała się panującej modzie, a owocem tej zmiany jest czwarty album studyjny "Bluberd".


Zastanawiacie się pewnie dlaczego napisałem, że "Bluberd" to komercyjna wytwórnia hitów, otóż założę się, że przynajmniej 80% osób, które byście zapytali na ulicy o to czy znają numery takie jak, "Dobra, dobra, dobra", "Helikopter (w głowie)", "Confiteo" czy "Zabójcza i niebezpieczna" opowiedziałby by twierdząco, przy czym sądzę, że 50% z tych 80% nie zdawała by sobie nawet sprawy, że są to utwory Golden Life

Album ten odniósł duży sukces komercyjny, a wyżej wymienione numery często gościły w rozgłośniach radiowych, w akompaniamencie nagranych do nich klipów, emitowanych nagminnie przez telewizje muzyczne.

Co więc poszło nie tak? Czemu dziś "Goldeni" są postrzegani jako zespół "undergroundowy", a premiera każdej nowej płyty przechodzi bez echa?

- Trudno powiedzieć, mam jednak swoją teorie...

Panowie z Gdańska sprawili, że na początku lat dziewięćdziesiątych zrobiło się o nich głośno i trwało to dość długo. Po premierze trzeciego albumu "Natura", wszystko trochę ucichło, a płyta nie pobiła rekordów sprzedaży (dla mnie śmieszne). Dlatego też sądzę, iż muzycy chcieli zagrać "bezpiecznie" i wydać płytę, która może spodobać się każdemu, a jej łagodne usposobienie, utoruje drogę do radia czy telewizji. Tak się też stało, ale prawdopodobnie sami nie byli do końca zadowoleni z brzmienia najnowszego dzieła, nie wytrzymali również pewnego rodzaju presji, a co najważniejsze nie wpasowali się w panujące klimaty "czerwonego dywanu". Nie chcieli zostać maskotką firmy fonograficznej, ani robić pod dyktando o co poproszą. Niedługo po tym zeszli do "podziemi", wciąż koncertując i zdobywając nowych fanów, by w 2003 wyłonić się z cienia z krążkiem "www.GoldenLife.pl", ale o tym w następnym wpisie... Moim zdaniem stało się dobrze, gdyż panowie robią to co czują i kochają, a każda następna płyta jest moim zdaniem jeszcze lepsza. Kto wie czy pozostali by tym kim są gdyby dali się porwać w wir show-biznesu...

Pamiętajcie, że jest to jedynie moja luźna teoria, być może było zupełnie inaczej, ale to przy jakiejś okazji trzeba by było zapytać chłopaków z "GL", a swoją wypowiedź pozostawiam jako zwykłe spekulacje... 

Pozwolę sobie wrócić do samego albumu.

Nowy materiał zawiera trzynaście premierowych utworów w tym cover "Porter Bandu" nagrany z samym jego autorem, którym jest rzecz jasna John Porter, a piosenka nosi tytuł "Life". Cały materiał utrzymany jest w pop-rockowym klimacie. Wesołe, skoczne, pozytywne granie, które dla starych fanów było lekkim zaskoczeniem... 

Dokładnie tak, do tej pory na każdym krążku dostawaliśmy niezłego kopa! Nagle coś innego, zapewne wielu fanów odwróciło się od Golden Life po tym albumie, lecz na pewno nie ja. Oczywiście "Bluberd", nie jest moim ulubionym tworem muzyków, ma jednak w sobie to "coś", wciąż jest typowo "Goldenowy", a utwory na nim zawarte są niesamowicie chwytliwe i zapadające w pamięć. Po każdym obcowaniu z czwartym albumem, odczuwa się jednak ten lekki niedosyt, to pytanie, co się stało ze starym dobrym Golden Life...?

Rzućmy zatem okiem na to jak prezentuje się album z 1997.


Golden Life 

"Bluberd" - (13 stycznia 1997)

Wytwórnia : ZIC-ZAC

Numer katalogowy : ZIC 0055/74321442682  (CD)

Numer katalogowy : ZIK 0055/74321442682 (MC)





1.  "Helikopter (w głowie)(muz. Golden Life - sł. A.Wolski)
2.  "Zabójcza i niebezpieczna(muz. Golden Life - sł. M.Próchnicki)
3.  "Kamień i serce(muz. Golden Life - sł. T.Bryl)
4.  "Koen(muz. Golden Life - sł. A.Wolski)
5.  "Jak Bóg, jak wróg, jak pies(muz. Golden Life - sł. T.Bryl)
6.  "Life(muz. J.Porter - sł. J.Porter)
7.  "Dobra, dobra, dobra(muz. Golden Life - sł. J.Turbiarz)
8.  "Do przodu(muz. Golden Life - sł. T.Bryl)
9.  "Crazy Nina(muz. Golden Life - sł. J.Turbiarz)
10. "Coccinelle(muz. Golden Life - sł. M.Krakowiak)
11. "Myśl jak duch(muz. Golden Life - sł. M.Próchnicki)
12. "Z Faustem w tle(muz. Golden Life - sł. T.Bryl)
13. "Confiteo(muz. Golden Life - sł. T.Bryl)


Okładka jest fajna - pozytywna, dobrze oddaje klimat muzyczny. Jedyne co zawsze było dla mnie trochę, jakby to powiedzieć, dziwne lub nietypowe, to - wygląd zespołu. Stylizacją zespołu zajęła się pani Maja Jewiarz, nie wiem dokładnie czym się owa stylistka zajmowała wcześniej jednak, panowie na sesji zdjęciowej do "Bluberd" wyglądają jak rasowy Boys band. Zniknęły długie włosy, przynajmniej u Adama Wolskiego oraz Jacka Brandowskiego, niechlujny rockowy ubiór, który został zastąpiony kolorowymi garniturami. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że jest to akcent humorystyczny, po prostu przez długi czas, nie mogłem się przyzwyczaić do takiego wizerunku zespołu, dziś wspominam to bardzo pozytywnie, z zamierzonym przez chłopaków przymrużeniem oka. Fajnie się to wszystko wspomina, co więcej to właśnie ta płytka byłą pierwszą jaką zdobyłem po historycznym dla mnie koncercie, o którym wspomniałem w pierwszym wpisie.

Skoro jesteśmy przy wyglądzie płyty oraz kasety, przedstawię małą ciekawostkę. Wiele osób znających ówczesną wytwórnię z jaką związana była Gdańska formacja, czyli "ZIC-ZAC" wiedzą, że jeśli chodzi o numer katalogowy płyty w porównaniu do kasety, zmieniał się jedynie początek z : "ZIC" na : "ZIK". tutaj jednak musiał nastąpić jakiś błąd w druku, gdyż na wkładce kasety widnieje ten sam numer : ZIC 0055/74321442682, poprawny czyli : ZIK 0055/74321442682, widoczny jest dopiero na samej kasecie. Drugą rzeczą jest to, iż wersja na kaseciaki nie została okrojona względem płyty CD, oba formaty zawierają trzynaście utworów. Dobra wiadomość dla fanów starych dobrych kaset, które obecnie mają jednak bardziej wartość kolekcjonerską czy sentymentalną.

Takie małe ciekawostki, które mogą okazać się przydatne dla kolekcjonera.

Wracajmy jednak do tematu głównego... Tym razem za realizację nagrań odpowiadał Michał Przytuła oraz Sławek Sobczyk, a przy produkcji zaś Michał Przytuła był wspomagany przez Marka Kościkiewicza. Materiał nagrano w studiach "CCS" i "IZABELIN". 

Efekt końcowy jest naprawdę rewelacyjny, świetne brzmienie, aby nie powiedzieć - lepsze od poprzednich, chodzi o kwestie dźwiękowe.

Czy "Bluberd" jest jednak, sam w sobie tak dobry jak poprzednie albumy?

- Tak i nie...

Zdecydowanie realizacja bardzo dobrze się broni, kiedy słuchamy krążka w całości, raczej nie mamy chęci przeskoczenia żadnego utworu. Pozostawia jednak dziwne uczucie niedosytu, spowodowanego brakiem numerów w starym stylu...

Bez wątpienia, chciało by się więcej starego Golden Life. Album miał być swoistym powrotem do korzeni, jakim był debiut "Midnight Flowers", co bardzo by mnie cieszyło, jest jednak bardziej popowy i nie ma już tego rock'n'rollowego "brudu". Utworem najbardziej pasującym do klimatu debiutu jest "Crazy Nina", anglojęzyczny utwór, który jest bardzo taneczny, a zarazem ma ten fajny gitarowy riff.

Jest też kilka - przynajmniej moim zdaniem "wypełniaczy" za, którymi za zbytnio nie przepadam, jednak kiedy słucham albumu od przysłowiowej "deski do deski" zupełnie mi nie przeszkadzają.

Czwarty album długogrający "Goldów" ma również dwie niespodzianki, mianowicie : utwór w języku francuskim, (pierwszy taki utwór w wykonaniu Golden Life) jakim jest "Coccinelle", oraz zaśpiewany, a raczej za rapowany przez Jacka Brandowskiego numer "Myśl jak duch". Obydwa pomysły są niezłe, jednak osobiście wolę ten pierwszy.

Jak wspomniałem już we wstępie, nie zabrakło również "hiciorów", które śpiewała cała Polska... no prawie cała... Utwory te to z pewnością "Dobra, dobra, dobra", "Helikopter (w głowie)", "Zabójcza i niebezpieczna", oraz utwór, który uważam za jedną z najpiękniejszy ballad w historii polskiej muzyki, nie wspominając już o fantastycznym tekście napisanym przez Tomka Bryla, a mowa oczywiście o "Confiteo". Bardzo poważny i piękny utwór. Jak podkreślali sami muzycy w jednym ze swoich wywiadów, wyszło im to inaczej niż sobie wyobrażali, ale wydaje mi się, że wyszło świetnie panowie...

Jeśli zerkniemy na wywiady z Golden Life, w tamtym okresie, na pewno zauważymy nacisk samych muzyków na to aby płyta była "inna", wesoła i pozytywna. Bez wątpienia się to udało, ja osobiście wolę to "poważne" wydanie zespołu. Wielu innych fanów podziela moje zdanie. Czy znaczy to, że "Bluberd" jest albumem złym? 

- Wręcz przeciwnie, dla mnie jest fajną odskocznią, kiedy mam ochotę na coś łagodniejszego.

Kiedy otwieramy wkładkę płyty czy kasety, widzimy świetnych gości biorących udział w nagraniach, tym razem byli to : 

JOHN PORTER - „Life
SŁAWEK SOBCZYK - gitara „Life
MICHAŁ „ELVIS” PRZYTUŁA - klawiszki i inne głupoty
JAREK MILLER - harmonijka ustna „Koen
MACIEK GIEMZA - gitara „Myśl jak duch

Skład zespołu z 1997.

od lewej : 

MACIEK PRÓCHNICKI (PRÓCHNO) - bębny

ADAM WOLSKI (WOLA) - śpiew

JAREK TURBIARZ (PASTYL) - gitary, chórki

JACEK BOGDZIEWICZ (BODEK) - bas, chórki

JACEK BRANDOWSKI (BRANDOL) - gitary, śpiew „Myśl jak duch


Chyba zgodzicie się, że wyglądali trochę "dziwnie" prawda?

Zostawmy już jednak stylizację, i podsumujmy czwarty album grupy...

Jak już wspomniałem we wstępie, koniec lat dziewięćdziesiątych obfitował w pop, pop-rock oraz inne podobne twory, "Goldeni" nagrali naprawdę dobry pop-rockowy album z zachowaniem swojej tożsamości. Spróbowali czegoś innego, trudno nie nazwać tego pomysłu trafionym, zważając na pochlebne recenzje płyty w prasie m.in. w "Brumie", "Życiu Warszawy", czy nawet "Gazecie Wyborczej". Jednak ostateczny osąd pozostaje w rękach indywidualnych słuchaczy...

Do wielu utworów zrealizowano klipy m.in. do "Dobra, dobra, dobra", "Helikopter (w głowie)", "Confiteo" oraz "Life" z udziałem Johna Portera. Wszystkie promowane teledyskami utwory oraz radiowy singiel "Zabójcza i niebezpieczna", cieszyły się dużą popularnością i ciepłym przyjęciem publiczności. Niestety nie znalazłem, zrealizowanego dla magazynu "Luz" wideo klipu do kawałka "Life", reszta jednak prezentuje się naprawdę ciekawie, o czym przekonać możecie się sami.

Co więc sprawiło, że po wydaniu "Bluberd" w 1997, o Golden Life już nigdy nie było tak głośno jak wówczas?

- Prawdopodobnie presja, chęć odpoczynku oraz dojrzałość muzyków sprawiła, że zechcieli podążać własną drogą, zamiast posłusznie słuchać się narzucaną wolą wytwórni.

Dzięki temu muzyka zespołu stała się dziś jeszcze lepsza, a na każdy nowy album czeka się z niecierpliwością, oraz dawką niepewności, co tym razem nam zafundują.

Jak odbierać album "Bluberd"?

- Jako szalony eksperyment rewelacyjnych muzyków, który może i jest komercyjny, ale jeśli taka jest komercja wg. Golden Life na rok 1997 to ja poproszę jej więcej, na rok 2016 bo to co dzieje się dziś jest nie do opisania, przynajmniej nie bez używania zwrotów, których wolałbym nie używać publicznie...

Mimo sukcesu albumu, dziś podobnie jak inne płyty Golden Life jest już nie do kupienia normalną drogą handlową, tak więc po raz kolejny pozostaje nam "Allegro", "Świstak" czy "OLX", nie łatwo jednak, znaleźć egzemplarz na sprzedaż poniżej stu złotych. Można wtedy sięgnąć po kasetę, bo o wiele łatwiej ją zdobyć. Mimo wszystko jest to niesamowicie przykre, że nikt w żadnej wielkiej muzycznej wytwórni nie pomyślał - "Mam doskonały pomysł zróbmy reedycje płyt Golden Life", po co skoro lepiej zainwestować w kolejną pseudo "gwiazdę". Wiem, że to nie jest takie proste "pah-pah", ale dla chcącego nic trudnego, wystarczyło by pewnie parę telefonów i rozmów, by przywrócić muzykę zespołu do ponownego życia...

Reasumując - "Bluberd", to dobry jednak najsłabszy album w dyskografii trójmiejskiej formacji Golden Life - według mnie.  Jest pewien powiew świeżości, który może zachęcić nowych fanów, ale przy okazji odstraszyć starych... 

Choć może to i dobrze, bo po takim przesiewie, prawdziwy fan nadal nim pozostanie, a ten drugi odwróci się plecami...

Zachwycenie materiałem, w końcu się wyczerpało, a muzycy odeszli w pewnego rodzaju zapomnienie. Płyta pozostawiła po sobie wiele ciepłych wspomnień i niezapomnianych numerów. Warto zaznaczyć, że na ówczesnych set-listach koncertowych, chyba jeszcze nigdy nie zabrakło - "Dobra, dobra, dobra" czy "Helikopter (w głowie)".

Jest też mały szkopuł, czyli postrzeganie przez obecnych słuchaczy, z takim właśnie brzmieniem - ja jako osoba znająca twórczość "GL" od początku kompletnie się z tym nie zgadzam, to właśnie przez  promocję pop-rockowych "przyjaznych" piosenek, przypięto muzykom taką łatkę. Dla mnie zawsze pozostaną, prawdziwą rockową ikoną...

Jeżeli tylko macie taką okazję, sięgajcie po ten krążek, jak każdy twór zespołu należy mu się uwaga, jednak nie zaczynajcie przygody z Golden Life od "Bluberd". Sugerowałbym zacząć od "Efil Ned Log" lub album z 1994 "Natura".

Można też sobie pośpiewać, szkoda tylko, że ja tego nie potrafię...

No, ale już na pewno potańczyć.

Najlepsze utwory : 


"Helikopter (w głowie)", "Dobra, dobra, dobra", "Z Faustem w tle", "Confiteo"


Najsłabsze utwory : 


"Kamień i serce", "Jak Bóg, jak wróg, jak pies", "Myśl jak duch"


Ogólna ocena płyty : 5-/6


LINKI : 


Teledysk : "Dobra, dobra, dobra"



Teledysk : "Helikopter (w głowie)"



Teledysk : "Confiteo"




Zachęcam również do odwiedzenia strony : www.terazrock.pl


Jak zawsze, namawiam serdecznie do dzielenia się swoimi odczuciami, spostrzeżeniami, wspomnieniami, czy też zwykłym komentarzem pod postem...

- Lubicie ten album? Czy też nie?

- Znacie? Może słyszycie o nim po raz pierwszy?

Dziękuje wszystkim za uwagę, a szczególnie tym wytrwałym, którzy doczytali do końca. 

Następna nasza podróż przeniesie nas do 2003, kiedy to z podziemi wyłoniło się na nowo Golden Life, z albumem o niebanalnej nazwie "www.GoldenLife.pl".

Do zobaczenia, znaczy do napisania-poczytania jak zwykle za tydzień!

1/23/2016

GOLDEN LIFE - "Midnight Flowers" - 1991

"MIDNIGHT FLOWERS" - legendarny debiut na miarę zachodu...


Trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że Golden Life to legenda polskiej sceny muzycznej, która wciąż zapisuje swe karty w historii. Wyprzedzający swoją epokę, debiutancki album "Midnight Flowers", być może był zbyt idealny na te czasy.


Wszyscy, którzy czytali mój poprzedni wpis na pewno już wiedzą, że jestem oddanym fanem zespołu i nie byłbym sobą, gdybym nie poruszył tematu pierwszej płyty.

Golden Life pomimo aktywnego koncertowania oraz praktycznie braku przerw w działalności, co nie zdarza się często, nie są zespołem wydającym nowy album co roku. Muzycy stawiają na te obfite trasy oraz kontakt z publicznością, co w pewnym sensie przyczyniło się do zepchnięcia ich twórczości na drugi plan. 

Niestety do zepchnięcia "Goldenów" z czołówki, przykładają się również koncerny muzyczne oraz radia publiczne, które stawiają w dzisiejszych czasach na "kicz" zamiast muzykę z duszą i artystów grających z sercem jak panowie z trójmiasta. 

Wybierzmy się w małą podróż do początku lat dziewięćdziesiątych w Polsce. Właśnie te lata charakteryzowały się rozkwitem przemysłu muzycznego w naszym kraju, powstały wtedy wszystkie bardziej znane wytwórnie płytowe, a muzyka rockowa miała swój złoty okres.

Wtedy też pojawili się panowie z "GL", zostali okrzyknięci "Jednym z ciekawszych zespołów nowej fali z Trójmiasta". Formacja powstała już w roku 1988, ale skład nie był jeszcze wyklarowany.

Duża część materiału na "Midnight Flowers" powstała jeszcze przed przyjęciem Adama Wolskiego do zespołu. Muzycy opłacali wówczas studio nagraniowe z własnych kieszeni, a pierwsze utwory powstawały w studiu Radia Gdańsk. Kluczowymi dla zespołu, były również występy w klubie o wymownej nazwie "Burdl" mieszczącym się w Gdańsku. Klub ten jest swoistą legendą i osoby interesujące się muzyką tamtych lat oraz trójmiejską sceną alternatywną na pewno nie raz słyszały tą nazwę. Niestety klub już dziś nie istnieje, a powinien stać się swoistym muzycznym muzeum...

Po małych zawirowaniach w składzie, kilku wyróżnieniach w 1990 muzycy zaczęli realizować materiał na swój debiutancki album, w "Modern Sound Studio" mieszczącym się w Chwarznie. Album ten ujrzał światło dzienne w grudniu 1991, wydany został  na kasecie, jak również płycie CD. Za realizację nagrań oraz miksowanie dla zespołu odpowiadał wtedy po raz pierwszy Adam Toczko, a produkcją zajęła się Magda Kunicka-Choińska.

W nagraniach wspomogli muzyków również goście : 

Maja Kisielińska - vocals
Ania Męczyńska - backing vocals
Ania Miądowicz - backing vocals, flute, keybords
Dorota Turbiarz - backing vocals
Maciek Łyszkiewicz - keybords
Jasiu Pierzasty - guitar

Jak poprzednio rzućmy okiem na wydawnictwo oraz listę utworów : 


Golden Life 

"Midnight Flowers" - (grudzień 1991)

Wytwórnia : ZIC-ZAC

Numer katalogowy : ZIC 0007 (CD)

Numer katalogowy : brak (MC)





1. "We All Need Love(muz. Golden Life - sł. J.Turbiarz)
2. "Tubes(muz. Golden Life - sł. J.Turbiarz)
3. "Living Inna Highway(muz. Golden Life - sł. J.Turbiarz)
4. "Call Me Joy(muz. Golden Life - sł. J.Turbiarz)
5. "Escape(muz. Golden Life - sł. J.Turbiarz)
6. "Midnight Flowers(muz. Golden Life - sł. J.Turbiarz)
7. "Isolation Time(muz. Golden Life - sł. J.Turbiarz)
8. "Humpty Dumpty(muz. Golden Life - sł. J.Turbiarz)
9. "Shake the Guns(muz. Golden Life - sł. J.Turbiarz)
10 "Follow Me to the Riverland(muz. Golden Life - sł. J.Turbiarz)
11 "Thieves(muz. Golden Life - sł. J.Turbiarz)
12 "Venus(muz. R.van Leeuwen - sł. R.van Leeuwen)
13 "Happy Day(muz. Golden Life - sł. J.Turbiarz)
14 "Like a Moth(muz. Golden Life - sł. J.Turbiarz)


Krótko po premierze w plebiscycie "Magazynu Muzycznego" za 1991 rok zespół zwyciężył w czterech kategoriach : zespół roku 1991, najlepszy debiut, najlepsza płyta, najlepsza okładka.

Niezły bilans jak na debiutantów. 

Krążek sprzedał się w nakładzie 110 tys. egzemplarzy, jak na tamte lata trudno o lepszy wynik.

Podobnie jak w przypadku "Natury" opisanej wpis wcześniej, kaseta oraz płyta nie różnią się za zbytnio wyglądem zewnętrznym, jednak podobnie jak przy wydawnictwie z 1994 wersja na "kaseciaki" została okrojona. 

Dlatego też polecam "upolowanie" wersji płytowej.

Jako ciekawostkę chciałbym nadmienić, że istnieje jeszcze jedna wersja albumu na kasecie, wydana własnym sumptem przez  zespół, nigdy jednak nie miałem przyjemności jej spotkać.

Pod kątem zawartości muzycznej debiut muzyków jest bardzo interesujący. Taneczne utwory z dodatkiem rockowego pazura. Rewelacyjną perkusje na albumie zafundował nam Jacek Binasiewicz, za teksty odpowiedzialny jest Jarosław Turbiarz, całokształt kompozycji, muzycy utworzyli wspólnymi siłami.

Jeżeli znamy dokonania muzyczne polskich zespołów lat dziewięćdziesiątych, nie można nie docenić oryginalności na "Midnight Flowers", rewelacyjne wstawki, eksperymentalne dźwięki, bass Jacka Bogdziewicza choćby w tytułowym utworze, może dosłownie przenieść w inny wymiar. Śpiew Adama Wolskiego niesamowicie oryginalny, wręcz przeszywający w utworach, takich jak "Like a Moth", czy "We All Need Love" i eksperymentalny "Tubes".

Cały materiał jest niesamowicie dopracowany i przede wszystkim przemyślany. Dlaczego więc nie było "Goldenowej" eksplozji na skalę masową, jakiej można było się spodziewać?

Prawdopodobnie dla tego, że polski słuchacz nie był jeszcze gotowy na taki materiał, i pomimo pierwszego zachwytu materiałem, czegoś zabrakło.

"Midnight Flowers" niesamowicie nawiązuje do brzmienia brytyjskiego, popularnego w tamtym okresie, a inspiracjami dla Golden Life były zespoły takie jak Bestie Boys czy Stone Roses. Zlinczujcie, zabijcie, ani za jednym ani za drugim nie przepadam, jednak cenię za wkład we współczesną muzykę. Propozycja naszych rodaków za to bardzo, ale to bardzo przypadła mi do gustu.

Wracając do stwierdzenia, iż słuchacz nie był gotowy na taką propozycję. Owszem było bum, i "oh", "ah" pamiętajmy, wtedy nie było takiego łatwego dostępu do muzyki jak dziś. Płyty były towarem ekskluzywnym do, którego nie wszyscy mieli dostęp, nie lada wyzwaniem było dostać płytę brytyjskiej kapeli. Wtedy nagle pojawiło się "Midnight Flowers" i każdy dzięki formacji z Gdańska mógł poczuć moc muzyki wyspiarzy we własnym domu. Jednak po jakimś czasie kiedy emocje opadły, publiczność chciała czegoś w języku polskim, czegoś co można śpiewać po pierwszym przesłuchaniu, czegoś bardziej rodzimego z czym każdy mógł się utożsamić.

Pierwszy album Golden Life jest wyśmienity, ale nie jest to album łatwy czy prosty w odbiorze. Mogę się mylić ale sądzę, że właśnie takie odczucia mógł mieć słuchacz z lat dziewięćdziesiątych. Bo owszem można potańczyć, "ale chciałbym jeszcze pośpiewać i nie męczyć się ze zrozumieniem tekstu".

Duży wkład w nagrania włożyli również - Waldek Furmaniak oraz Sławek Czarnata, którzy jednak opuścili zespół przed ukończeniem płyty, ale oczywiście zostali oni wymienieni we wkładce albumu.

Skład zespołu ulegał zmianom, a ostatecznie wyklarował się przed ostatecznym ukończeniem oraz premierą krążka, i utrzymał się w tym stanie do momentu nagrania drugiego albumu "Efil Ned Log".

od lewej : 

Adam Wolski - vocals

Jacek Binasiewicz - drums

Jacek Bogdziewicz - bass

Jacek Brandowski - guitars

Jarek Turbiarz - guitars, backing vocals

Największą popularnością cieszyły się utwory : "Escape", "Venus" z repertuaru Shocking Blue, "Happy Day" czy tytułowe "Midnight Flowers". Bohaterowie z Gdańska nie byli jedynymi debiutantami, wówczas debiutował jeszcze Jan "Yach" Paszkiewicz, którego bez wahania można nazwać "Ojcem chrzestnym" polskiego wideoklipu. Bliskie relacje z panem Paszkiewieczem pomogły zespołowi w promocji, gdyż z ręki "Yacha" wyszło pięć klipów do pierwszego albumu. To swoisty rekord jak na te czasy, a klipy mają dziś miano kultowych.

"Goldeni" na pewno jednak stali się gorącym tematem, wiele koncertów, wzmianki w prasie, pozytywne recenzje w młodzieżowych czasopismach, takich jak "Popcorn", "Bravo" czy "Teraz Rock" (tak te czasopisma już istniały, jednak nie były tak "cukierkowo-denne" jak dziś, jedynie ostatnia z wymienionych, trzyma  jeszcze jakiś poziom). Czy też występ grupy na festiwalu rockowym w Jarocinie.

Kiedy wszystkie emocje nieco opadły, zespół zszedł trochę na drugi plan (do czasu wydania drugiego krążka), a "Midnight Flowers" zyskało nawet większe uznanie na zachodzie niż w rodzimym kraju.

Wygrana na organizowanym przez "MTV - Pop Song Festival" w austriackim Bregenz. Była wielkim sukcesem międzynarodowym, jednak tu ponownie, a w zasadzie po raz pierwszy pojawia się pech zespołu. Nagrodą w owym konkursie był kontrakt płytowy z zachodnią wytwórnią, którego zespół jednak nie otrzymał, z powodu malwersacji finansowych organizatorów. Gdyby to wypaliło myślę, że przed Golden Life otworzyła by się zupełnie inna droga kariery międzynarodowej, tak się jednak niestety nie stało...

Podsumowując, "Midnight Flowers" to dzieło ponadczasowe. Słuchając tej płyty dziś nie czujemy na niej odciśniętego piętna czasu. Jest tak samo rewelacyjna i innowacyjna jak była dwadzieścia pięć lat temu. Być może nie jest to najprostsza w odbiorze płyta zespołu, jednak sądzę że, jedna z lepszych w dorobku zespołu. Trudno zaprzeczyć, sentymenty robią swoje, gdyż znam każdą nutę na albumie, a słuchając go mam swoją prywatną podróż w czasie, przyjemność, której oddaje się bardzo często, a całości dodają smaku klipy wyreżyserowane przez mistrza Paszkiewicza.

Czy warto sięgnąć po ten krążek?

- Zdecydowanie tak!

Trudno powiedzieć, że zna się twórczość Golden Life, nie słuchając tego legendarnego tworu. Niestety tutaj podobnie jak z opisywaną wcześniej "Naturą" jest pewien mały szkopuł, a mianowicie dostępność. Podobnie zresztą jak wszystkie stare płyty "GL", ta również jest nie do zdobycia w "normalnym" handlu, płyta z mianem"białego kruka" osiągająca wysokie kwoty, na portalach aukcyjnych. Jeśli macie  więc okazje nie zastanawiajcie się dwa razy, bierzcie zanim ktoś was ubiegnie. Nowemu pokoleniu fanów, mogę znów poradzić odwiedzanie antykwariatów czy "natrętne" sprawdzanie aukcji w poszukiwaniu płyty czy też kasety, jednak w przypadku "Midnight Flowers", nawet kasetę trudno jest dziś upolować.

Taki mały apel do wytwórni fonograficznych : "może tak, chociaż jakaś reedycja?"

Krótka ostateczna ocena - rewelacyjne, klimatyczne, taneczno-rock'n'rollowe granie w wyspiarskim stylu!

Najlepsze utwory : 


"We All Need Love", "Escape", "Midnight Flowers", "Isolation Time"


Najsłabsze utwory : (trudno podać mi jakikolwiek gdyż uważam, że wszystkie są świetne jednak, jeśli musiałbym wybierać...) 


"Follow Me to the Riverland"


Ogólna ocena płyty : 6/6


LINKI : 


Teledysk : "Midnight Flowers" 



Teledysk :  "Escape"



Teledysk :  "Call Me Joy"



Teledysk :  "Tubes"




Zachęcam również do odwiedzenia strony : www.polskieradio.pl - "Dlaczego Polacy nie zrozumieli debiutu Golden Life" - bardzo ciekawy materiał.


Oraz oficjalny kanał "YouTube" Yacha Paszkiewicza - www.youtube.com


Jak poprzednio czekam na wasze odczucia dotyczące płyty "Midnight Flowers", jak wy odbieracie ten dla mnie fantastyczny debiut?

Dziękuje wszystkim zainteresowanym, za uwagę, oraz chciałem również zapowiedzieć, że kolejny wpis również będzie dotyczył Golden Life, i ich komercyjnego sukcesu jakim był "Bluberd" z 1997, a zarazem koniec pewnego etapu dla zespołu.

Pozdrawiam wszystkich serdecznie, do następnego razu!

1/16/2016

GOLDEN LIFE - "Natura" - 1994

"NATURA" - niedoceniony diament polskiej fonografii...





Mimo, iż od założenia owego bloga do pierwszego wpisu minęło trochę czasu, decyzja o przedstawieniu albumu "Natura" formacji Golden Life, już dawno była podjęta.


Pewnie wielu z was zastanawia się dlaczego akurat Golden Life? Odpowiedź jest, prosta przynajmniej dla mnie... 

Jest to zespół, który zawsze był i będzie dla mnie bardzo ważny. To właśnie oni ukierunkowali mój gust muzyczny i sprawili, że zainteresowała mnie polska scena muzyczna. Nikomu innemu jak "Goldenom" zawdzięczam jedne z najpiękniejszych muzycznych wspomnień jakie posiadam w swoim jeszcze krótkim życiu.

Pojawia się kolejne pytanie na, które postaram się krótko odpowiedzieć, a mianowicie co to za wspomnienia?

Zaczynając od początku...

Pewnie trudno sobie to wyobrazić, jednak kiedy byłem małym nieznośnym dzieciakiem, dobrych parę lat wstecz, muzyka była moim wrogiem numer jeden! 

Niestety wstyd się przyznać, ale terror młodocianego chłopca dotknął również rodziców...

Kiedy ktokolwiek chciał posłuchać muzyki, czy to z radia, kasety, płyty w mojej obecności, młody ja, protestowałem - niesamowite jest to jak można było być tak dziwnym...

Nawet teraz nie jestem w stanie wytłumaczyć czym było to spowodowane - jednak bardzo łatwo mi powiedzieć, dlaczego muzykę pokochałem. Bariera ta łącząca młodego człowieka ze światem muzyki, została pokonana przez legendę z trójmiasta...

Ten dzień pamiętam jak gdyby było to dziś, niestety nie potrafię podać dokładnej daty tego wydarzenia (mimo starań, oraz pomocy dobrego wujka "Google"). Było to latem, piękna słoneczna pogoda, a podczas wizyty z rodzicami u swoich dziadków dowiedziałem się, że odbywają się "Dni Tarnobrzega". Nie zastanawiając się długo postanowiłem się udać nad Wisłę, gdzie odbywała się ta impreza. Sponsorem tej imprezy była "Warka" ludzi jak na tę miejscowość było sporo, z początku nie zwracałem uwagi na to co dzieję się na scenie. Wówczas ważne było zakupienie waty cukrowej lub kiełbaski z grilla, popicie tego napojem gazowanym (na piwo byłem za młody) oraz mały spacer wokół obiektu. 

Nagle pojawił się zespół, który odmienił życie młodego chłopca z muzyczną awersją na zawsze...
Pewnie domyślacie się, że było to właśnie Golden Life!

Tego dnia na scenie wystąpili jeszcze Hey oraz Perfect pozostali jednak dla mnie wówczas obojętni. Moje oczy zwrócone były ku zespołowi, który po pierwszym rytmie sprawił, że chciałem się ruszyć, podejść pod scenę i wyciągać ręce w górę by złapać jedną z kaset rzucanych przez wokalistę (niestety mi się to nie udało). Całą noc nuciłem usłyszane melodie, a po powrocie do rodzinnego miasta gdzie miałem dostęp do internetu zacząłem poszukiwania...

Moje starania jednak nie odniosły oczekiwanego skutku, okazało się, że już na tamte czasy większość płyt Golden Life jest niedostępnych, co wtedy wydawało mi się dziwne, gdyż nie rozbierałem jeszcze na czynniki pierwsze rynku fonograficznego. Po kolejnym odkryciu jakim było "Allegro" udało mi się zdobyć kilka kaset a pierwszą z nich była właśnie "Natura" z 1994 roku.

Po łzawym wstępie o chłopcu co muzyki nie lubił, możemy przejść do muzycznej uczty jakim nie wątpliwie jest dla mnie trzeci studyjny album legendarnej grupy z Gdańska.

Rozpocznijmy więc od rzuceniem oka na oprawę graficzną oraz listę utworów : 


Golden Life 

"Natura" - (17 listopada 1994)

Wytwórnia : ZIC-ZAC

Numer katalogowy : ZIC 0032 (CD)

Numer katalogowy : ZIK 0032 (MC)





1.  "Intro" (muz. Golden Life)
2.  "Natura" (muz. Golden Life - sł. Golden Life)
3.  "What to Say" (muz. Golden Life - sł. Golden Life)
4.  "Niebo" (muz. Golden Life - sł. Golden Life)
5.  "Żonkil" (muz. Golden Life - sł. Golden Life / K.Kuczkowski)
6.  "Ptasiek" (muz. Golden Life - sł. Golden Life)
7.  "Kremowy" (muz. Golden Life - sł. Golden Life / M.Ulewicz)
8.  "Krzyk" (muz. Golden Life - sł. Golden Life)
9.  "Brzydal" (muz. Golden Life - sł. Golden Life)
10. "Każdy nowy dzień" (muz. Golden Life - sł. Golden Life)
11. "Ptak i drzewo" (muz. Golden Life - sł. Golden Life)
12. "Skrzydła" (muz. Golden Life - sł. Golden Life)


Sama okładka płyty budzi we mnie wiele emocji, jest to z pewnością jedna z moich ulubionych okładek polskich wydawnictw. Szare bloki, które znamy wszyscy - szara rzeczywistość, a po środku "Anioł z Portu Gdynia" jak niegdyś została nazwana dziewczyna z okładki, w jednym z polskich czasopism tamtych lat. Aniołem z okładki została Iza Chludzińska, nie odnalazłem jednak żadnego jej zdjęcia czy profilu na portalu społecznościowym, aby z ciekawości zobaczyć jak wygląda ona dziś. Jak sam niegdyś powiedział Adam Wolski wokalista zespołu - "Dziewczyna na okładce jest taka jak ta z "Żonkila", "znaków szczególnych brak", naturalna".


Oprawą graficzną oraz logiem zajęła się Agnieszka Wójkowska, logo które pojawiło się na trzeciej płycie towarzyszy muzykom do dziś!

Wystarczy już zachwytów nad wkładką - nie oceniajmy książki, w tym wypadku płyty po okładce, bo uwierzcie mi na słowo to zawartość jest tutaj kluczowa, jednak nie zmienia to faktu, iż projekt pani Agnieszki dodał "Naturze" wyrazu i klimatu...

Będąc nadal przy wyglądzie zewnętrznym, rzućmy okiem również na wydanie kasetowe.


Płyta oraz kaseta nie różni się z wyglądu niczym, kaseta jednak posiada minus w postaci braku utworu "Każdy nowy dzień" co sprawia, że oczywiście wolę wydanie płytowe. 

Idąc za ciosem pomówmy o dźwięku, owszem można by troszkę po-marudzić, trochę za dużo tutaj, trochę za mało tam. Jednak trzeba brać pod uwagę lata w jakich ten album powstawał,  kiedy to polski rynek muzyczny nie był tak rozwinięty, a budżet na nagranie kapeli również nie był zbyt duży, a czasem pochodził z kieszeni członków zespołu.

Jestem również zdania, że kiedy materiał jest na prawdę dobry, obroni się nawet wtedy kiedy posiada mankamenty w realizacji - nie uważam jednak by "Natura" miała ten problem broń Boże! Piszę to, gdyż wielokrotnie czytałem opinie osób zarzucającym płaskie brzmienie lub słabą realizację nagraniom z lat dziewięćdziesiątych.

Materiał na album nagrano w "Studio Modern Sound Gdynia", realizacją nagrań zajął się Adam Toczko, a produkcją muzycy we własnej osobie.

Efekt końcowy jest dla mnie piorunujący, jednak jest to jedynie moja subiektywna opinia - rozumiem, że można się z tym nie zgodzić jednak zanim ktoś będzie chciał narzekać pozwolę sobie kontynuować podróż wgłąb "Natury".

Na albumie możemy również uświadczyć świetnych gości takich jak :

MACIEK ŁYSZKIEWICZ - klawisze ("Ptak i drzewo")
WIKTOR KLECHOWICZ (Sex Schlitz) - wiolonczela ("Ptak i drzewo")
SŁAWEK CZARNATA - gitara ("Brzydal")
ILLUSION - chór ("Kremowy", "What to Say")
MACIEK ULEWICZ (IMTM) - chór ("Kremowy")
FARBEN LEHRE - chór ("Natura")


Nie możemy również zapomnieć o składzie zespołu z 1994.


od lewej : 

JACEK BOGDZIEWICZ - bas

ADAM WOLSKI - śpiew

JACEK BRANDOWSKI - gitara

JAREK TURBIARZ - gitara

MACIEK PRÓCHNICKI - perkusja



Trzeci album długogrający Golden Life był dla wielu zaskoczeniem, po świetnie przyjętym "Efil Ned Log" z 1993 fani spodziewali się powtórki z rozrywki, którą w pewnym sensie otrzymali, być może tego jednak nie dostrzegli...

Fakt, faktem stylistycznie "Natura" jest zupełnie inna niż słynny już debiut z 1991 "Midnight Flowers", nie można jednak nie zauważyć stylowego nawiązania do poprzedniczki "Efil Ned Log".

Prasa oraz krytycy zarzucali zespołowi zbytnią fascynację muzykami zza oceanu, owszem słychać tutaj wpływ muzycznej sceny grunge'owej z Seattle, czy początku rap-metalu w klimacie Rage Against the Machine, nie uważam by było to jednak czymś złym. Czasami myślę, że fanom muzyki w Polsce, żaden zespół nie jest w stanie przysłowiowo "dogodzić", albo zbyt polskie brzmienie, albo wręcz na odwrót i brzmienie jest zbyt amerykańskie... 

Muzyczny biznes przyzwyczaił już wszystkich do swojej zmienności oraz nieprzewidywalności.

Wracając do zawartości muzycznej krążka, całość jest rewelacyjnie osadzona w klimacie grunge. Ciężkie gitarowe riffy i "mięsiste" wokale Adama Wolskiego sprawiają, że pojawi się nie jeden dreszcz! Utwory w języku angielskim czyli "What to Say" oraz "Kremowy" wydane na rynku zachodnim zapewne odniosły by wielki sukces... 

Czemu tak się nie stało zatem w rodzimym kraju? 

- Trudno powiedzieć, podczas promocji "Natury" chłopaki z Golden Life mieli niesamowitego pecha, skradziony sprzęt, skrócona trasa koncertowa oraz co najważniejsze i zarazem najbardziej dramatyczne pożar w hali Stoczni Gdańskiej, 24 listopada 1994. Tragedia ta ,wydarzyła się po koncercie zespołu, a prasa szukając kozła ofiarnego oskarżała zespół o zatargi z widownią co było kompletną bzdurą, a czytanie podobnych opinii jedynie mnie denerwowała.

Czy to były czynniki zapalne skazujące trzeci album formacji na klęskę?

- Być może, ale o to trzeba było by już zapytać muzyków.

Porzucając spekulacje oraz tragedię i następstwa skupmy się jeszcze na chwilę na zawartości, jaką zaproponowali nam panowie z trójmiasta.

Kolejnymi częstymi zarzutami było to, iż album jest rzekomo tak ostry, że nie da się go słuchać...
Drodzy krytycy czy redaktorzy, czy słuchaliście tej samej płyty?!

Trudno zaprzeczyć, otwierające album tytułowa piosenka "Natura" oraz "What to Say" są agresywnymi numerami, ale bez przesady. Instrumentalnie płyta jest wykonana rewelacyjnie, nie można tutaj nie zauważyć rewelacyjnej perkusji Ś.P. Maćka Próchnickiego, która jeszcze piękniej brzmi gdy, słucha się przez słuchawki. Teksty również świetne, poruszają tematykę szarego, obojętnego życia, czego można było się spodziewać widząc okładkę. Każda osoba przeprowadzająca wywiad z zespołem w tamtych latach zdawała również jedno i to samo pytanie czy "Natura" jest płytą "ekologiczną" na co panowie odpowiadali zawsze coś w rodzaju - "nie, ale owszem".

Utworami poruszającymi ową tematykę są na pewno ballada "Ptak i drzewo", wspomniana już tytułowa "Natura", czy anglojęzyczne "What to Say". Nie zabrakło również utworów o nietolerancji "Brzydal" oraz romantyczno -miłosne "Niebo". Jest również punk-rockowy "Krzyk", niesamowicie ciężki "Ptasiek" i Nirvanowy "Żonkil" piosenka mówiąca o młodej, tragicznie zmarłej narkomance.
Nie mógłbym również nie wspomnieć o fenomenalnej balladzie "Skrzydła", chyba każdy z nas ma czasem taki problem, jaki porusza ta piosenka...

Do trzech utworów z albumu zrealizowano teledyski były to : "Ptak i drzewo", "What to Say" oraz "Każdy nowy dzień". Niestety tego trzeciego, nigdy nie miałem przyjemności zobaczyć, a pozostałe dwa nie wstrząsnęły rynkiem muzycznym. Średnią popularność odniosły jeszcze utwory "Żonkil" oraz "Niebo", dzięki wykorzystaniu w ścieżce dźwiękowej do filmu "Młode wilki" (reż. Jarosław Żamojda). Jednak to nie wystarczyło, a "Natura" została zapomniana w natłoku powstających nowych kapel oraz nowo wydanych płyt, tak w pewnym sensie przez muzyków Golden Life jak i współczesnych fanów...

Jedyne co mógłbym zarzucić Adamowi Wolskiemu oraz ekipie to to, że na współczesnych koncertach, ten album jest praktycznie w całości pomijany.

Panowie nie zapominajcie o swoim najlepszym dziele!

Drugą bardzo mnie gnębiącą sprawą jest fakt, iż współczesny fan Golden Life praktycznie nie ma szansy na legalne nabycie "Natury". Nawet te "nie-legale" w postaci pliku "mp3" trudno jest dziś wykopać, chciałbym tu jednak wspomnieć, że osobiście jestem totalnie przeciwny okradaniu artystów poprzez ściąganie płyt z sieci.  

Każda pojawiająca się oryginalna "Natura" na portalach aukcyjnych, osiąga naprawdę pokaźne sumy!
Ale dla chcącego nic trudnego, jeśli uzbroimy się w cierpliwość i nałogowo będziemy sprawdzać portale, takie jak "Allegro" coś w końcu znajdziemy. Polecam również odwiedzanie antykwariatów. Co mogę poradzić nowym fanom? 
- Poszukujcie kasety, na pewno trafi się jakaś w rozsądnej cenie.

Nowym oraz starym fanom, chłopaki z "GL" zrobili niezłą niespodziankę, w postaci koszulki z okładką albumu. Co jest świetnym "smaczkiem" również dla starych wyjadaczy...

Koszulka jest świetnie wykonana, z grubiej tkaniny, a nadruk zrobiony jest bardzo starannie, możecie ją kupić na oficjalnej stronie zespołu : www.goldenlife.pl

Krótko podsumowując : 

Album "Natura" to moja ulubiona płyta w dorobku Golden Life. Mocne, bezkompromisowe granie, dokładnie takie jakie kocham!

Dla tego też, nie słuchajcie nie przychylnych recenzji, nie zakładajcie z góry, nie oceniajcie i nie skreślajcie jej, dopóki sami jej nie posłuchacie. Każdy z nas powinien sam odkryć i przeżyć ten muzyczny, zapomniany diament polskiej fonografii...

Bez jakiegokolwiek wahania mogę was zapewnić, że nie pożałujecie!


Najlepsze utwory : 


"Niebo", "Żonkil", "Ptasiek", "Skrzydła"


Najsłabsze utwory : (trudno podać mi jakikolwiek gdyż uważam, że wszystkie są świetne jednak, jeśli musiałbym wybierać...) 


"Kremowy"


Ogólna ocena płyty : 6/6


LINKI : 


Teledysk : "Ptak i drzewo" 



Teledysk :  "What to Say"




Zachęcam również do odwiedzenia strony : www.polskieradio.pl


Mam nadzieję, że choć jedna osoba dotrwała do końca i może przyznać, że nawet nie są takie złe te moje wywody na temat "Natury". To dopiero początek i jeżeli wam się podobało to czekajcie na więcej, już niebawem kolejna recenzja, a będzie to debiut Golden Life z 1991 "Midnight Flowers".

Czekam również na wasze komentarze, jestem bardzo ciekawy jakie są odczucia innych osób na temat tego krążka.

Dziękuje za uwagę!

Wkrótce oczkujcie więcej!